Pracownik fabryki w Tychach, który wprowadza w życie decyzje podjęte przez dyrekcję - choć nie jest z tego powodu szczęśliwy. Doskonale zna Franka, "Fikoła" oraz "Szyję" i współczuje kolegom, że to właśnie oni mają pecha...
Bez względu na swoje uczucia, musi jednak przekazać kumplom złą nowinę o zwolnieniu z pracy.
Aktorski talent w rozmiarze XXL! Spokojny pacyfista, który jednym spojrzeniem umie poskromić nawet bandę wściekłych skinheadów. Nie ma zabójczo błękitnych oczu, nie rzeźbi "klaty" na siłowni… Ale i tak kochają go tysiące kobiet w całej Polsce. Wystarczy talent i ciepły uśmiech. Zanim jednak zdecydował się na studia w Akademii Teatralnej w Warszawie, Michał Piela został… ratownikiem medycznym. A dziś szczerze wyznaje:
- Prawda jest taka, że nie chciałem iść do woja i musiałem gdzieś przeczekać ten czas...
Przed kamerami występuje już ponad 10 lat, ale każda nowa rola jest dla niego wyzwaniem - i zawsze czuje tremę. A bez emocji nie wyobraża sobie aktorstwa.
- Trema musi być - rzuca z uśmiechem. - Ona daje aktorom gotowość. Jeśli ktoś nie ma tremy, to ja bym się o niego bał. Ona wyzwala w nas dodatkowe pokłady energii.
A co sądzi o popularności, którą przyniosły mu role w serialach "Ojciec Mateusz" i "Hela w opałach"?
- Popularność jest wpisana w zawód i nie ma co się jej wstydzić. Mnie ona cieszy - mówi Michał Piela. - Cieszę się, kiedy ludzie na ulicy znają mnie z mojego prawdziwego imienia i nazwiska. Jestem z tego dumny i bardzo się cieszę. Są też widzowie, którzy widzą we mnie Mietka Nocula - nie przeszkadza mi to. Obie formy akceptuję.